Janusz Lignarski jest z wykształcenia informatykiem, z zawodu samorządowcem, z zamiłowania poetą, a z wyboru miłośnikiem Ziemi Kłodzkiej (chociaż zainteresowania ma znacznie szersze, poza matematyką, fizyką i techniką interesuję się też literaturą, muzyką klasyczną, sztuką i historią Dolnego Śląska). Urodził się w 1958 w Oławie, gdzie ukończył szkołę podstawową i liceum ogólnokształcące. Studiował informatykę Politechnice Wrocławskiej, uzyskując tytuł inżyniera. Dorosłe życie związał z Ziemią Kłodzką, mieszka "na końcu świata" we wsi Bielice, w gminie Stronie Śląskie, we Wschodnich Sudetach. W latach 1990-1994 był pierwszym burmistrzem Stronia Śląskiego. Po 1995 pełnił różne funkcje menedżerskie w firmach komunalnych i prywatnych, a od 2010 prowadzi własną działalność gospodarczą, budując m.in. labirynt w Adrenalina Park "Biała Marianna" w Stroniu Śląskim.
Lignarski pisze nie tylko wiersze matematyczno-fizyczne. W jego przepastnej szufladzie znajduje się też "czysta" liryka, wiersze egzystencjalne, filozoficzne, zaangażowane, satyryczne, fraszki, a nawet wyuzdane limeryki. Poniższe pozycje zostały wybrane z tomu "q.e.d". Autor pisze w posłowiu: Wiersze te są odzwierciedleniem mojej fascynacji pięknem zawartym w matematyce i fizyce. Wiersze te nie służą objaśnianiu teorii lub zjawisk. Nie było moją ambicją nadawanie im waloru edukacyjnego. Nie chcę, by poezja coś tłumaczyła. Można powiedzieć, że przeciwnie, to nie w wierszach zawarty jest opis zjawisk i teorii, to w zjawiskach i teoriach znajdujemy wiersze. Chciałbym, żeby czytelnik w matematyce i fizyce dostrzegł poezję. Tak jak ja dostrzegłem. I spróbowałem wyrazić moje doznania i emocje. Przywykliśmy uważać, że fakty badane przez uczonych zajmujących się naukami ścisłymi są bardzo konkretne i beznamiętne, a ich język jest oschły i prozaiczny. Nic bardziej mylnego. Odkrywanie i badanie zjawisk fizycznych oraz opisywanie ich za pomocą matematyki to wielka gra wyobraźni, a język używany przez matematyków i fizyków to czysta sztuka. Przyjęło się, że nauki ścisłe są trudne i niezrozumiałe, a przecież właśnie przy trudnych i niezrozumiałych problemach sięgamy do poezji. Uważamy, że pełnia człowieczeństwa to nie tylko rozumieć, ale też czuć otaczający świat. A przecież fizyka i matematyka są tego świata olbrzymią częścią, zarówno w przedmiocie jak i jego opisie. I tam jest poezja, która pozwala poczuć ten świat. I piękno.
matematyka
anioły latają pomiędzy geometriami
te zwykłe nad euklidesową po prostych w nieskończoność
a serafini nad hiperboliczną, gdzie równoległe są styczne
diabły na końcu szpilki liczą się w liczbach naturalnych
a Trójca to już zespolone i to w trzech wymiarach
święty Augustyn lubuje się w ciągach geometrycznych
Ambroży w różniczkach a Hieronim w całkach
wszak nie darmo mają doktorskie tytuły
Allach z Jahwe grają w cyfry w układzie dziesiętnym
piekło bazuje na algebrze
czyściec na statystyce
niebo na teorii mnogości
niestety Archimedes schylony nad kręgami
nie uniknął miecza rzymskiego żołdaka
bo jego bogini Atena
nie była rzeczywista tylko mityczna
cyfra i liczba
cyfra to znak
nic więcej
liczba to znaku miara
to jej ciężar jej rola
w matematycznym teatrze
i choćbyś tysiąc cyfr wpisał
to tak jak miny aktora
którymi raczy publiczność
bez znajomości sztuki
dopiero gdy ci przekaże
wiek Ziemi
masę cząsteczki
powierzchnię twego ogrodu
ilość pikseli obrazu
i skalę kolorów tęczy
wtedy dopiero powiesz
jaki to piękny spektakl
liczba osiem
ot taka wańka wstańka
środek ciężkości nisko
kiwa się jak fizyk
naćpany teorią
właściwie mniej niż zero
bo z dwóch zer złożona
a gdy już całkiem padnie
to… staje się…
wszystkim?
sześć
ani to liczba pierwsza
ani magiczna
dwa razy trzy w pamięci
sześć six sechs sex i exi
sycząca skromna krótka
więc niemal nic niewarta
a za to jej synowie
to są figury
które
tylko sobą zajmą
całą
płaszczyznę
i przestrzeń
heksagon
ulny miodny i pszczelny
gładki na obwodzie
choć złożony z sześciu
kanciastych trójkątów
patron dużych rodzin
bliźniaków i oszczędnych
nie marnuje miejsca
koło
zda się ideałem
największa powierzchnia
i najmniejszy obwód
wynalazek wszech czasów
fundament techniki
a przecież tak samotne
bo wszystko jest wokół
wszędzie się wpisuje
wszystko można weń wpisać
lecz nikt doń nie przylgnie
nikt się nie przytuli
tylko księżyc w nowiu
i jeszcze ten autyzm
liczba pi
rysunek
dla Julii
wzruszony patrzę na dzieło córeczki
mój portret widziany oczami trzylatki
kółko to twarz
dwie kropki oczu
łuk ust bez nosa
linie rąk nóg i
elipsa tułowia
patrzę na kreski palców
lewa pięć prawa cztery
dziw że trafiła w lewą
przecież nie umie liczyć
przecież liczyć nie umie…
ale…
dwie ręce dwie nogi
i pięć palców dłoni
jeszcze bez symboli
bez cyfr i bez liter
ale to przecież liczby…
jestem dumny
moje dziecko
zna już arytmetykę…
i geometrię
prawdopodobieństwo zdarzenia
to co się stać nie może
nigdy się nie stanie
i tylko jedna szansa
z bilionów szans się spełni
w twierdzeniach tych niepewnych
różnica zda się żadna
nikła jak jeden atom
jak pyłek wierzby drobny
jak dźwięk motylich skrzydeł
a skutkiem
supernowa w warkoczu galaktyki
puszcza na pomarszczonej
wyspie wulkanicznej
tajfun na drugim brzegu
okrągłej planety
to co się stać nie może
nigdy się nie stanie
a za to jedna szansa
z bilionów szans spełniona
otoczenie epsilonowe
zbliż się
podejdź bliżej
jeszcze bliżej
dotknij
przytul
mocno
jeszcze mocniej
dlaczego
między nami nagimi
ciągle warstwa powietrza i niezrozumienia
jak otoczenie epsilonowe
jak paradoks żółwia i Achillesa
i zawsze tak będzie
fraktal.1
pień konar gałąź liść
pień konar gałąź liść konar gałąź liść
pień konar gałąź liść gałąź liść konar gałąź liść gałąź liść
pień
konar gałąź liście gałąź liście gałąź liście
konar gałąź liście gałąź liście gałąź liście
konar gałąź liście gałąź liście gałąź liście…
jesienne barwy
i szum wiatru
Masa i ciężar
zdają się tożsame
jak Kastor i Polluks
jak dwie Księżyca strony
lecz masa to stałość
to wiara że zawsze
to słowa że nigdy
a ciężar jest płochy
im dalej od bieguna
tym bardziej lekkoduch
a już na Księżycu
kpina z grawitacji
A myślisz że ciało
nie podlega prawom
fizyki i że mogę
zachować twarz jedną
z tym samym uczuciem
trwać i na równiku
i w biegunach Ziemi
w takiej samej pozie
A już na Księżycu
kpina z moralności
pochodna
przytuleni jak linia prosta
do wykresu bijącego serca
moja dłoń delikatnie skanuje
twoją skórę poddające się ciało
najpierw w dwuwymiarze
wzdłuż łagodności
łydki po ramiona i szyję
sinusoida bioder i talii lekko wibrująca
sięgam w trójwymiar
płonące czoło
zęby przygryzające opuszek palca
przyspieszony oddech
piersi dwa centra rozkoszy
i czakram tuż powyżej pępka
i dalej dalej do granicy uda
gdzie wymiar piąty szósty
w spazmatycznym geście
pieszczota
pochodna funkcji ciała i uczucia